Szłam wąskimi ścieżkami cmentarza. Przeciskałam się pomiędzy nagrobkami. Większość należała do starszych osób, jednak zdarzały się też takie bardzo młodych osób.
Najbardziej niesprawiedliwą rzeczą w życiu jest to, że niektórzy ludzie żyją bardzo długa. Czasami dożywają nawet stu lat. A niektórzy umierają w bardzo młodym wieku. Nie mogąc nawet w połowie zasmakować życia tak jakby tego chcieli.
Tylko czemu tak jest? Co oni zrobili nie tak, że aż tak bardzo ich skarano? Owszem niektórzy są sami sobie tego winni. Narkotyki, alkohol i coraz częstsze wypadki przyczyniły się do śmierci nie jednego człowieka. Młodego, jak i tego starego. Tylko po co coś takiego wymyślono? Kto dopuścił do tego, żeby to aż tak bardzo zostało rozprzestrzenione?
Gdyby tego nie było to wszystko nie wyglądałoby tak jak wygląda. Ludzie by się cieszyli, a nie płakali, bo odszedł nim ktoś bliski. Świat byłby o wiele lepszy. Jak wiele osób coraz to młodszych spotyka się pijanych na ulicy? Ilu ludzi w dzisiejszych czasach zostaje łapanych za to, że mają przy sobie narkotyki? Dziesiątki? Setki? A może tysiące? Czy to nie jest przerażające. Wiele niewinnych osób przez to traci życie, ale mimo to alkohol nadal jest powszechnie sprzedawany w sklepach. A narkotyki bardzo łatwo zakupić chociażby na zwykłej ulicy.Tak właśnie wygląda dzisiejszy świat. Często płacimy za błędy innych. Tylko, że ta cena czasem jest zbyt wysoka.
Usiadłam na ławce i spojrzałam na czarny nagrobek, na którym złotymi literami było wyryte: "Liam Payne zmarły 30 lipca 2016 roku". I pomyśleć, że minął dopiero rok od dnia, w którym umarł. Czas bez niego dłużył się i dłużył w nieskończoność. Tak, że wydało mi się, że minęło już dziesięć lat, a nawet więcej.
Pogodzenie się z tym, że odszedł nigdy nie było łatwą rzeczą. Nawet w tamtej chwili miałam nadzieję, że to nie prawda. Że Liam zaraz przyjdzie i mnie przytuli, ale tak się nie stało.
Kiedy tak siedziałam przyglądając się nagrobku przypomniał mi się widok umierającego Liama. To było najgorsze, co widziałam w życiu. Odchodził na moich oczach. Patrzyłam wtedy na to, jak lekarze próbują go uratować, przywrócić do życia, ale ja miałam świadomość, że dla niego nie ma już ratunku. Wiedziałam, że dla niego to już koniec.
Jak nie patrzeć to byłam gotowa na jego odejście, ale jak widać nie do końca. Owszem śmierć Liama była dla mnie ciosem. Już sama wiadomość, że ma raka nim był. Mimo to sądziłam iż łatwo się po tym pozbieram i znowu zacznę żyć, jak normalny człowiek. Ale do tej pory tak się nie stało. Czarny kolor nie znika ani na chwile z mojego życia. Po nocach nie mogę spać. To jest męczące, ale nauczyłam się już z tym żyć. Nawet mi to już nie przeszkadza, a może jest nawet lepiej? Odcięłam się całkowicie od ludzi, a więc nikt nie może mnie już zranić ani wywołać u mnie łez.
Jedynym wyjątkiem jest Pauline i Harry. Nie mogłam się przecież odwrócić od mojej najlepszej przyjaciółki. Od zawsze przy mnie była i chyba tak już zostanie. Ona jest jedyną osobą, która mnie rozumie i wie przez, co przechodzę i jak się czuję.
- Wiedziałam, że cię tu znajdę- usłyszałam głos za swoimi plecami.
Kiedy odwróciłam głowę zobaczyłam dziewczynę, którą bardzo dobrze znałam. Jej jasnobrązowe włosy opadały falami na smukłe ramiona, a czekoladowe oczy były zasłonięte przez przeciw słoneczne okulary. Pięknie opalona skóra dziewczyny błyszczała się w słońcu. Ubrana była w sukienkę od Chanelle i szpilki Diora.
Nie dziwiło mnie to, że ma na sobie aż tak drogie ciuchy. Była w końcu dziewczyną Harry'ego. On był szefem paru wytwórni, co pozwalało jej na kupowanie czego sobie zapragnie.
Nie dziwiło mnie to, że ma na sobie aż tak drogie ciuchy. Była w końcu dziewczyną Harry'ego. On był szefem paru wytwórni, co pozwalało jej na kupowanie czego sobie zapragnie.
~Pauline~
Szłam wzdłuż cmentarza. Prawdę mówiąc nie lubiłam tego miejsca i nienawidziłam w nim być, ale musiałam odnaleźć Vic. Zwiedziłam już cały Londyn i nigdzie jej nie było, ale tutaj musiała być. Byłam tego pewna. Przez ostatni rok spędziło tutaj naprawdę sporo czasu. Próbowałam ją jakoś odciągnąć od tego miejsca, ale za każdym razem moje starania szły na nic.
Kiedy byłam już niedaleko grobu Liama, zauważyłam w oddali siedzącą blondynkę i miałam pewność, że to Victoria. Była, jak zwykle ubrana cała na czarno. Było naprawdę ciemno i ciekawiło mnie, jak może w nich wytrzymać w taką pogodę.
Podeszłam bliżej i spojrzałam na nią. W dłoni ściskała chusteczkę, a po jej policzkach spływały łzy. Nie lubiłam oglądać, ale ostatnio takie sytuacje zdarzyły się dość często ostatnimi czasy. Próbowałam się z tym pogodzić. Wmówić sobie, że tak właśnie powinno być. Tylko, że nigdy mi się to nie było. Kiedy patrzyłam na nią w takim stanie serce mi się krajało. Kiedy cierpi ona, cierpię też ja.
- Wiedziałam, że cię tu znajdę- powiedziałam, a dziewczyna na mnie spojrzała.
Jej oczy były całe spuchnięte i zaczerwienione. Miała pod nimi worki, a to oznaczało, że naprawdę mało spała. Martwiłam się o jej stan zdrowia, jak i o ten psychiczny. Niby zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku i nie mam się o co martwić. Tylko, że ja jej nie wierzyłam. Nie byłam ślepa. Widziałam bardzo dobrze, jak ona wygląda, a nie wyglądała najlepiej.
- Po co tu przyszłaś?- spojrzała na mnie, ale zaraz jej wzrok przeniósł się na nagrobek.
- Przyszłam tu martwię się o ciebie. Przesiadujesz tu całymi dniami i tego widzę, że nie śpisz najlepiej- usiadłam koło niej.
- Nie potrzebnie tracisz na mnie czas. U mnie jest okay, więc nie masz się czym martwić. Lepiej idź do Harry'ego i nim się zajmij, a nie mną- wymusiła w sobie sztuczny uśmiech.
- O nie. Jestem twoją przyjaciółką i cię nie zostawisz, rozumiesz? Jeśli nie to już nie mój problem, a twój. A teraz ruszaj swoje zacne cztery litery i idziemy na kawę- dziewczyna zaśmiała się, a ja razem z nią.
- Nienawidzę cię, wiesz?- posłała mnie mi mordercze spojrzenie.
- Też cię kocham, Vic- uśmiechnęłam się do niej.
Dziewczyna mnie przytuliła. Dopiero w takich chwilach czułam, jak jest jej ciężko. W sumie nawet ją rozumiałam. Gdybym ja straciła Harry'ego też bym najpewniej tak cierpiała.
~Victoria~
Jechałam razem z Pauline jej czarnym Land Roverem. Wpatrywałam się za przemijające za oknem widoki. Przelatywały przed oczami tak szybko, jak przelatuje ludzie życie. Nasze życie prawdę mówiąc trwały jedynie kilka nic nie znaczących chwil w oczach świata. Dla niektórych to bardzo dużo, a dla niektórych nie. Ja raczej należę do tej drugiej grupy. Nie mogę nadal zrozumieć, czemu niektórzy dokonują czegoś wielkiego, a niektórym nie jest to pisane. Pamiętam, jak Liam opowiadał mi o tym, że chcę założyć fundację charytatywna. Tamtego wieczora, gdy mi o tym powiedział, oznajmił mi też iż jest chory.
***
Leżałam wtulona w Liama i bawiłam się jego palcami. Ostatnimi czasami zdarzało się to naprawdę często. Można nawet powiedzieć, że był to mój mały nałóg.
- Mogę ci zdradzić mój mały sekret?- usłyszałam w pewnym momencie głos chłopaka.
Spojrzałam na niego i się lekko uśmiechnęłam.
- Oczywiście, że możesz. Zapamiętaj, że mi możesz powiedzieć wszystko- pocałowałam go.
- Chciałbym założyć organizację charytatywną. Jeszcze nie teraz, a za jakiś kiedy będę miał już wszystko gotowe. Muszę jeszcze ogółem porozmawiać z Harrym i poprosić go o małą pomoc. Przynajmniej na początku- usiadłam na łóżku i spojrzałam na niego.
- A komu miałaby pomóc ta fundacja?
- Ludziom chorym na raka, a zwłaszcza dzieciom. No wiesz chciałabym też pomóc takim maluchom, dla których nie ma już ratunku, a mają marzenia. Chcę sprawić, że staną się one rzeczywistością.
Strasznie spodobała mi się taka postawa Liama. Miał świętą rację. Takim dzieciom szczególnie trzeba pomóc spełnić ich marzenia, bo za jakiś czas może być już za późno. Ludzie, którzy mają czwarty stopień raka, czyli ten najgroźniejszy umierają z dnia na dzień. Dobrze o tym wiem, ponieważ kiedyś byłyśmy wolontariuszkami w jednym ze szpitali onkologicznych razem z Pauline. Widziałyśmy na własne oczy, co ta choroba robiła z człowiekiem, i jak szybko taki ktoś mógł odejść.
- A czemu właśnie takim ludziom, a nie innym?
Kiedy zadałam to pytanie chłopak wyraźnie posmutniał. W jego kasztanowych oczach nie wiedziałam już tego szczęścia, a smutek. A to mogło oznaczać tylko jedno, że coś musiało się stać.
- Liam, co się dzieję?- spojrzałam po raz kolejny na niego.
Nadal się nie odzywał. patrzył się na mnie, tak jakby nie wiedział, co powiedzieć. Byłam pewna, że musiało się coś stać i to nie byle, co skoro się nie odzywał.
Usiadłam na nim okrakiem i wzięłam twarz Payna tak, żeby patrzył prosto w moje oczy. Pocałował go, żeby dodać mu otuchy chociaż nie wiem, czy to mu pomoże.
- Vic tylko, że ja nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. To nie jest takie łatwe, jak się wydaje- westchnął.
- Powiedz wprost. Tak będzie najłatwiej. Uwierz mi widzę, że jest to dla ciebie ciężkie, ale widzę także iż jest to coś ważnego i prędzej, czy później i tak będzie musiał mi to powiedzieć. Chyba lepiej wyjawić to wcześniej niż później, prawda?- uśmiechnął się do niego.
- Prawda, a więc...- zaciął się na chwilę, a z jego oka wypłynęła łza.- Mam raka i niestety, ale dla mnie nie ma już ratunku.
Nadal się nie odzywał. patrzył się na mnie, tak jakby nie wiedział, co powiedzieć. Byłam pewna, że musiało się coś stać i to nie byle, co skoro się nie odzywał.
Usiadłam na nim okrakiem i wzięłam twarz Payna tak, żeby patrzył prosto w moje oczy. Pocałował go, żeby dodać mu otuchy chociaż nie wiem, czy to mu pomoże.
- Vic tylko, że ja nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. To nie jest takie łatwe, jak się wydaje- westchnął.
- Powiedz wprost. Tak będzie najłatwiej. Uwierz mi widzę, że jest to dla ciebie ciężkie, ale widzę także iż jest to coś ważnego i prędzej, czy później i tak będzie musiał mi to powiedzieć. Chyba lepiej wyjawić to wcześniej niż później, prawda?- uśmiechnął się do niego.
- Prawda, a więc...- zaciął się na chwilę, a z jego oka wypłynęła łza.- Mam raka i niestety, ale dla mnie nie ma już ratunku.
***
Pamiętam, że na początku to jest kolejny z żartów Payne'a. Myślałam iż to, co powiedział nie jest prawdą. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że tak nie jest. Liam nie wybuchł śmiechem. Był tak poważny, jak jeszcze nigdy w życiu. Próbowałam powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale on nawet nie dopuścił mnie do słowa. Wiedział, że dla niego nie ma już ratunku. Miał pewność, że umrze i zostawi mnie samą i chciał mnie do tego przygotować.
Kiedy wspominałam tamtą chwilę po moim policzku spłynęła łza, którą szybko otarłam, bo Pauline zaparkowała pod naszą ulubioną kawiarnią. Nie chciałam, żeby dziewczyna zobaczyła moje łzy, ponieważ wiedziałam, że zaraz zacznie się martwić i mnie pocieszać. Miałam już tego dość. Widziałam ile znaczy dla niej pomóc mi w wyjściu z tego dołka i to może właśnie dlatego nie potrafiłam jej odmówić. Powiedzieć, żeby mnie zostawiła w spokoju i poszła zajmować się Harrym. Bo nie okłamujmy się, Pauline naprawdę zaniedbała go z mojego powodu. Rano, kiedy chłopak szedł do pracy, ona siadała do laptopa i też pracowała. Chociaż ja bym nie nazwała ich zajęć pracą. Styles siedział po prostu za biurkiem i kierował ludźmi. Mówił im, co mają robić. Czasami pomagał im, ale nie wiem, czy zdarzało się to często. Niekiedy się zdarzało, że miał jakieś spotkania albo musiał gdzieś wyjechać, ale bardzo rzadko. Oczywiście, jeśli musiał już opuścić Londyn to zabierał ze sobą Pauline.
A czym zajmowała się moja przyjaciółka? No cóż... Ona była po prostu pisarką. Kiedy miała ochotę to siadała i pisała, a kiedy nie miała to po prostu nie pisała. Proste. Wydała już parę książek. Większą część swoich pieniędzy oddawała potrzebującym, a mniejszą zatrzymywała dla siebie. Niekiedy miała przez to problemy, a to ze względu na Stylesa, który uparł się, że to on będzie płacił za jej zachcianki i miał ją na utrzymaniu. Oczywiście Pauline, jak to ona stwierdziła, że nie ma takiej opcji. No i wybuchała wielka awantura, którą dziewczyna za każdym razem wygrywała.
- Idziemy, czy będzie tak siedzieć w tym samochodzie milcząc?- usłyszałam głos przyjaciółki, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- Oczywiście, że idziemy- uśmiechnęłam się lekko.
Wyszłyśmy z auta i zaczęłyśmy iść w stronę wejścia. Kiedy weszłyśmy do środka od razu ogarnęła mnie miła, rodzinna atmosfera.
Ściany kawiarni były pomalowane na żółty kolor. Nie był on jednak żarówiasty, a lekki pastelowy. Zboku lokalu mieściła się małe stoisko, gdzie znajdowała się kasa, a na półkach były porozstawiane różne soki i alkohole. Wokoło niego były porozstawiane szklane, okrągłe stoliki z czarnymi nogami, a obok stały dopasowane czarne fotele.
Kiedy wspominałam tamtą chwilę po moim policzku spłynęła łza, którą szybko otarłam, bo Pauline zaparkowała pod naszą ulubioną kawiarnią. Nie chciałam, żeby dziewczyna zobaczyła moje łzy, ponieważ wiedziałam, że zaraz zacznie się martwić i mnie pocieszać. Miałam już tego dość. Widziałam ile znaczy dla niej pomóc mi w wyjściu z tego dołka i to może właśnie dlatego nie potrafiłam jej odmówić. Powiedzieć, żeby mnie zostawiła w spokoju i poszła zajmować się Harrym. Bo nie okłamujmy się, Pauline naprawdę zaniedbała go z mojego powodu. Rano, kiedy chłopak szedł do pracy, ona siadała do laptopa i też pracowała. Chociaż ja bym nie nazwała ich zajęć pracą. Styles siedział po prostu za biurkiem i kierował ludźmi. Mówił im, co mają robić. Czasami pomagał im, ale nie wiem, czy zdarzało się to często. Niekiedy się zdarzało, że miał jakieś spotkania albo musiał gdzieś wyjechać, ale bardzo rzadko. Oczywiście, jeśli musiał już opuścić Londyn to zabierał ze sobą Pauline.
A czym zajmowała się moja przyjaciółka? No cóż... Ona była po prostu pisarką. Kiedy miała ochotę to siadała i pisała, a kiedy nie miała to po prostu nie pisała. Proste. Wydała już parę książek. Większą część swoich pieniędzy oddawała potrzebującym, a mniejszą zatrzymywała dla siebie. Niekiedy miała przez to problemy, a to ze względu na Stylesa, który uparł się, że to on będzie płacił za jej zachcianki i miał ją na utrzymaniu. Oczywiście Pauline, jak to ona stwierdziła, że nie ma takiej opcji. No i wybuchała wielka awantura, którą dziewczyna za każdym razem wygrywała.
- Idziemy, czy będzie tak siedzieć w tym samochodzie milcząc?- usłyszałam głos przyjaciółki, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- Oczywiście, że idziemy- uśmiechnęłam się lekko.
Wyszłyśmy z auta i zaczęłyśmy iść w stronę wejścia. Kiedy weszłyśmy do środka od razu ogarnęła mnie miła, rodzinna atmosfera.
Ściany kawiarni były pomalowane na żółty kolor. Nie był on jednak żarówiasty, a lekki pastelowy. Zboku lokalu mieściła się małe stoisko, gdzie znajdowała się kasa, a na półkach były porozstawiane różne soki i alkohole. Wokoło niego były porozstawiane szklane, okrągłe stoliki z czarnymi nogami, a obok stały dopasowane czarne fotele.
Po całym lokalu chodziły uśmiechnięte kelnerki. W ręku trzymały tacę, z poustawianymi na niej filiżankami i szklankami. Na biodrach miały zawiązane czarne fartuszki z małą kieszonką, w której trzymały notes i długopis do zapisywania zamówień.
Patrząc na to wszystko, najpewniej nikt nie zrozumie nazwy tej kawiarni. "Blue Cafe" w ogóle nie pasowała to wyglądu tego lokalu, ale tu nie o niego chodziło. Pochodziła ona od nazwy najpopularniejszego deseru w tym miejscu, czyli ciasta z borówkami. Nie było ono może do końca niebieskie, nie przeszkadzało to jednak nikomu do nazwania go po prostu "Blue".
Usiadłyśmy razem z Pauline przy stoliku w rogu lokalu. Wkoło nas nie było ludzi, także mogliśmy w spokoju porozmawiać. Przyjaciółka zamówiła dla nas po latte i serniku, a kiedy kelnerka odeszła spojrzała na mnie.
- Co?- spytałam lekko zdziwiona.
Dziewczyna nigdy, tak na mnie nie patrzyła, a ja prawdę mówiąc nie wiedziałam o co jej chodzi. Zwykle mogłam odczytać po jej wyrazie emocje, czy cokolwiek innego. Ale tamtego dnia nie mogłam. Pauline nie umiała ukrywać swoich uczuć i, jak mawiała to jest jej najgorszą wadą, bo Harry zawsze wie, kiedy jest coś nie tak. Ale wtedy jej się udało, a może nic wtedy nie czuła? Tylko czy coś takiego jest w ogóle możliwe? Człowiek chyba nie może nic nie czuć. Owszem mogę się mylić, bo nie jestem osobą wszystko wiedzącą, ale takie było moje zdanie na ten temat.
- Śmierć Liama zmieniła cię. I nie chodzi mi o twój charakter tylko chociażby o twój styl. Czuję, że zakładasz, co ci się nawinie pod rękę. Przestałaś o siebie dbać, Vic- powiedziała smutno.
Zaśmiałam się na jej słowa.
- Ja się zmieniłam? Może w tych słowach jest trochę prawdy, ale spójrz kurwa na siebie. Gdzie się podziały twoje trampki i bluzy? No gdzie? Nie widziałam cię w nich od... No pomyślmy? Może od kiedy zaczęłaś się umawiać ze Stylesem. Zaczęłaś się stroić i przyznaj się, dlaczego zaczęłaś się tak stroić? Może dlatego iż bałaś się, że Harry nadzwyczajnie w świecie cię zostawi? Naprawdę nie chciałam ci tego mówić, bo nie chciałam się kurwa zranić, ale ja już tego nie wytrzymuję. Nie dam rady patrzę na diwę, którą się stałaś. Przyznaj się, że robisz to tylko i wyłącznie dla niego. Przyznaj się, że się kurwa boisz, że cię zostawi i miejmy to już za sobą.
Kiedy to powiedziałam uśmiech od razu zszedł jej z twarzy. Nie chciałam jej tego mówić, ale ja już nie mogłam patrzeć na to, co ona z siebie zrobiła. Kiedyś chodziła w brudnych, miejscami nawet porwanych trampkach i powycieranych na kolanach dżinsach, a dzisiaj zastąpiły je wysokie szpilki i sukienki albo spódniczki z najlepszych domów mody. Zanim poznała Stylesa chodziłyśmy na zakupy do zwykłego centrum handlowego, a teraz chcąc z nią iść na zakupy musiałabym lecieć aż do Paryża.
W tamtej chwili przypomniała mi się rozmowa z Liamem.
***
Szłam razem z brązowookim przez hotelowy korytarz. Szczerze to nie uśmiechało mi się mieszkać tu przez najbliższy tydzień. Dla nie miałam innego wyjścia.
Harry przyjechał do Glasgow, ponieważ miał jakąś ważną sprawę. A tam, gdzie był Styles musiał być też Payne. Nie chciał mnie zostawić samej w Londynie także musiałam przyjechać tutaj z nim. Na całe szczęście mogłam zostać w pokoju hotelowym i oglądać w spokoju "Pitch, Perfect" w czasie, kiedy Liam będzie łaził z Harrym, załatwiając jakieś sprawy związane z wytwórnią.
W pewnej chwili koło nas przeszedł Harry razem z Pauline. Wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Już na pierwszy rzut oka było widać, że są w sobie zakochani.
- Ona nie pasuję do niego- usłyszałam nagle głos chłopaka.
- Czemu?- zapytałam zdziwiona.
- Jak się patrzy na nią, a na jego byłe to można zauważyć wiele różnic. Pauline prezentuje się zupełnie inaczej niż inne. Te dziewczyny były bardziej eleganckie. Dla nich trampki i bluzy były rzeczą zakazaną- spojrzał na mnie.
W jego słowach było trochę prawdy. Owszem Pauline nie była elegantką, bo ona wolała raczej luźne rzeczy, ale to chyba jej nie wykluczało, prawda? Według mnie, jeśli kogoś kochamy to nie jest dla nas ważne, jak z tobą osobą wyglądamy, prezentuje się z nią w oczach innych tylko to, jak się przy niej czuje. Tylko to powinno się liczyć, a nie jakieś cholerne zdanie innych.
- Nie przesadzaj. Przecież miłość to miłość. Jeśli on kocha ją naprawdę to nie zostawi jej ze względu na to, jak wygląda. No chyba, że bardziej przejmuje go jego firma i ludzie wokoło niż jego dziewczyna- widziałam, że Liam słucha mnie w wielkim skupieniu.
Milczał przez chwilę, tak jakby zastanawiał się, co mi odpowiedzieć. Ostatecznie tylko przytaknął, a to się równało z tym, że miałam rację. Ucieszyło mnie to, ponieważ lubiłam, jak ktoś mi ją przyznaję. A już zwłaszcza Payno.
- To, co idziemy na te lody, czy nie?
- A mam jakikolwiek wybór?
- Nie- uśmiechnęłam się, a chłopak objął mnie w talii i poszliśmy w stronę wyjścia.
***
Tamtego dnia prawdę mówiąc zaczęłam wątpić w to, co wtedy powiedziałam. Pauline się zmieniła i to ze względu na Harry'ego, a nie na siebie. Chociaż nie byłam tego pewna na sto procent. Dziewczyna mogła sama zobaczyć, jak wyglądały jego ex i sama się do nich upodobnić.
- Naprawdę nie wiem, co ci odpowiedzieć- usłyszałam nagle głos przyjaciółki.- Myślę o tym, że się zmieniłam czasami, ale... Chyba masz rację. Tak przyznaję się, boję się, że mnie zostawi. Harry jest dla mnie wszystkim i nie dałabym sobie rady, gdyby mnie zostawił. To zabolałoby mnie zbyt bardzo- powiedziała smutno, a po jej policzku spłynęła łza.
- Rozmawiałaś z nim o tym?
- Nie. Nie miałam odwagi, żeby z nim o tym porozmawiać.
- Kicia musisz z nim o tym porozmawiać. Jeśli nie akceptuje cię takiej jaką jesteś to znaczy, że nie jest ciebie wart. Porozmawiasz z nim dzisiaj o tym?- spojrzałam na nią prosząco i chwyciłam jej dłoń.
- Porozmawiam, a przynajmniej spróbuję- uśmiechnęła się lekko, ale widziałam, że był on wymuszony.
W tamtej chwili kelnerka przyniosła nasze zamówienia. Podziękowałyśmy jej i wzięłyśmy się za jedzenie naszych serników.
- Bardzo się zmieniłam?- spojrzała na mnie.
Nie wiem, czemu, ale dostrzegłam w jej oczach nadzieję.
- Nie, ale widać, że nie jesteś już sobą. Jakby ci to powiedzieć?- zamyśliłam się przez chwilę.- Jesteś osobą, którą chcą postrzegać inni. Zmieniłaś się dla nich, ale utraciłaś jedną rzecz. Utraciłaś siebie. Nie ma już tej Pauline, którą znałam. Zawsze śmiejącej się i nie biorącej niczego na serio. Przede mną siedzi całkiem nieznana mi osoba, która jest po prostu sztywna i zbyt poważna.
Dziewczyna otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale milczała. Może nie wiedziała, co ma mi odpowiedzieć. Ja jednak nie oczekiwałam niczego od niej. To ona zadała pytanie, a nie ja. Ja jedynie powiedziałam, jak to postrzegam. Nie musiała się z tym zgadzać. Każdy człowiek ma prawo do swojego zdania i nikt nie ma prawa zarzucić nam swojego. Gdyby wszyscy ludzie się ze sobą zgadzali, świat byłby po prostu nudny. Owszem świat byłby wtedy lepszy i może nie byłoby wojen, ale byłoby nudno.
- Nie musisz nic mówić. To jest moje zdanie i jeśli chcesz to możesz się z nim zgodzić, a jeśli nie to nie. Ja to naprawdę rozumiem, więc nie masz się czym martwić- uśmiechnęłam się do niej, co ona odwzajemniła.
- Co powiesz na mały wypad na zakupy jutro?
- Może ciebie stać na latanie, co tydzień do Paryża na zakupy, ale mnie nie- powiedziałam, a moja przyjaciółka od razu wybuchnęła śmiechem.
- Nie chodziło mi o to. Chyba skończę z zakupami w Paryżu, wolę nasze londyńskie centra handlowe. To, jak?
- Zastanawiam się, kim jesteś i co zrobiłaś z Pauline, ale i tak się z chęcią z tobą przejdę.
- Cieszy mnie to- upiła trochę swojej latte.- A tak poza tym to mam małą prośbę. Pomogłabyś mi w przygotowaniach do ślubu? Wątpię, żebym sama dała sobie radę, a na Harrym raczej nie mogę polegać- zrobiła proszące oczka.
Prawdę mówiąc nie uśmiechało mi się pomaganie w tym całym ślubnym zamieszaniu. Sukienka, tort, nakrycie i inne podobne rzeczy to po prostu nie była moja bajka. Dobrze jednak wiedziałam, jak ważny dla niej jest ten dzień. W końcu za mąż wychodzi się tylko raz w życiu. No chyba, ze twój wybranek umrze, ale ktoś go zabije. To jest już inna sprawa.
- Oczywiście, że ci pomogę- wymusiłam w sobie uśmiech.
- No to świetnie- powiedziała szczęśliwa.
Resztę czasu, który zszedł nam na jedzeniu sernika i piciu latte spędziłyśmy na rozmawianiu o nowej książce Pauline, chłopakach i o tym, że mam tak często nie chodzić na cmentarz, bo to mi w niczym nie pomoże, czyli norma jeśli chodzi o nasz rozmowy.
Wielu może zdziwić to, że dyskutujemy o chłopakach. Owszem Pauline jest narzeczoną Harry'ego, ale mimo to rozgląda się za innymi mężczyznami. Znam ją na tyle dobrze, że wiem iż nigdy nie zdradziłaby Stylesa, a wyznaję jedynie zasadę: "Dopóki nie jestem mężatką mogę się oglądać za innymi chłopakami". Jestem ciekawa, co by na to powiedział jej narzeczony, gdyby się dowiedział.
- Zawieźć cię do domu?- usłyszałam głos przyjaciółki, kiedy skończyłyśmy nasze latte i serniki.
- Nie, wrócę pieszo. Chcę trochę pobyć sama- oznajmiłam i wstałam od stolika.
- Tylko proszę cię, nie wracaj tam, dobrze?- spojrzała na mnie i zaczęłyśmy iść w stronę wyjścia.
- Nie wrócę. Obiecuję- uśmiechnęłam się, po czym się pożegnałyśmy i każda z nas poszła w swoją stronę.
Kiedy spojrzałam na zegarek, okazało się, że dochodziła już osiemnasta. Westchnęłam. Kolejny samotny wieczór. Miałam już ich naprawdę dość, ale nie mogłam nic na to poradzić. Jak widać było mi to pisane.
- Porozmawiam, a przynajmniej spróbuję- uśmiechnęła się lekko, ale widziałam, że był on wymuszony.
W tamtej chwili kelnerka przyniosła nasze zamówienia. Podziękowałyśmy jej i wzięłyśmy się za jedzenie naszych serników.
- Bardzo się zmieniłam?- spojrzała na mnie.
Nie wiem, czemu, ale dostrzegłam w jej oczach nadzieję.
- Nie, ale widać, że nie jesteś już sobą. Jakby ci to powiedzieć?- zamyśliłam się przez chwilę.- Jesteś osobą, którą chcą postrzegać inni. Zmieniłaś się dla nich, ale utraciłaś jedną rzecz. Utraciłaś siebie. Nie ma już tej Pauline, którą znałam. Zawsze śmiejącej się i nie biorącej niczego na serio. Przede mną siedzi całkiem nieznana mi osoba, która jest po prostu sztywna i zbyt poważna.
Dziewczyna otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale milczała. Może nie wiedziała, co ma mi odpowiedzieć. Ja jednak nie oczekiwałam niczego od niej. To ona zadała pytanie, a nie ja. Ja jedynie powiedziałam, jak to postrzegam. Nie musiała się z tym zgadzać. Każdy człowiek ma prawo do swojego zdania i nikt nie ma prawa zarzucić nam swojego. Gdyby wszyscy ludzie się ze sobą zgadzali, świat byłby po prostu nudny. Owszem świat byłby wtedy lepszy i może nie byłoby wojen, ale byłoby nudno.
- Nie musisz nic mówić. To jest moje zdanie i jeśli chcesz to możesz się z nim zgodzić, a jeśli nie to nie. Ja to naprawdę rozumiem, więc nie masz się czym martwić- uśmiechnęłam się do niej, co ona odwzajemniła.
- Co powiesz na mały wypad na zakupy jutro?
- Może ciebie stać na latanie, co tydzień do Paryża na zakupy, ale mnie nie- powiedziałam, a moja przyjaciółka od razu wybuchnęła śmiechem.
- Nie chodziło mi o to. Chyba skończę z zakupami w Paryżu, wolę nasze londyńskie centra handlowe. To, jak?
- Zastanawiam się, kim jesteś i co zrobiłaś z Pauline, ale i tak się z chęcią z tobą przejdę.
- Cieszy mnie to- upiła trochę swojej latte.- A tak poza tym to mam małą prośbę. Pomogłabyś mi w przygotowaniach do ślubu? Wątpię, żebym sama dała sobie radę, a na Harrym raczej nie mogę polegać- zrobiła proszące oczka.
Prawdę mówiąc nie uśmiechało mi się pomaganie w tym całym ślubnym zamieszaniu. Sukienka, tort, nakrycie i inne podobne rzeczy to po prostu nie była moja bajka. Dobrze jednak wiedziałam, jak ważny dla niej jest ten dzień. W końcu za mąż wychodzi się tylko raz w życiu. No chyba, ze twój wybranek umrze, ale ktoś go zabije. To jest już inna sprawa.
- Oczywiście, że ci pomogę- wymusiłam w sobie uśmiech.
- No to świetnie- powiedziała szczęśliwa.
Resztę czasu, który zszedł nam na jedzeniu sernika i piciu latte spędziłyśmy na rozmawianiu o nowej książce Pauline, chłopakach i o tym, że mam tak często nie chodzić na cmentarz, bo to mi w niczym nie pomoże, czyli norma jeśli chodzi o nasz rozmowy.
Wielu może zdziwić to, że dyskutujemy o chłopakach. Owszem Pauline jest narzeczoną Harry'ego, ale mimo to rozgląda się za innymi mężczyznami. Znam ją na tyle dobrze, że wiem iż nigdy nie zdradziłaby Stylesa, a wyznaję jedynie zasadę: "Dopóki nie jestem mężatką mogę się oglądać za innymi chłopakami". Jestem ciekawa, co by na to powiedział jej narzeczony, gdyby się dowiedział.
- Zawieźć cię do domu?- usłyszałam głos przyjaciółki, kiedy skończyłyśmy nasze latte i serniki.
- Nie, wrócę pieszo. Chcę trochę pobyć sama- oznajmiłam i wstałam od stolika.
- Tylko proszę cię, nie wracaj tam, dobrze?- spojrzała na mnie i zaczęłyśmy iść w stronę wyjścia.
- Nie wrócę. Obiecuję- uśmiechnęłam się, po czym się pożegnałyśmy i każda z nas poszła w swoją stronę.
Kiedy spojrzałam na zegarek, okazało się, że dochodziła już osiemnasta. Westchnęłam. Kolejny samotny wieczór. Miałam już ich naprawdę dość, ale nie mogłam nic na to poradzić. Jak widać było mi to pisane.
~Pauline~
Stałam przy białym regale i parzyłam sobie kawę. Myślałam o tym, co powiedziała mi Vicky i jednocześnie martwiłam się o nią. Ostatnio zbyt wiele czasu spędzała na cmentarzu. Nawet po jego śmierci nie spędzała na nim aż tak wiele, jak teraz. Ona czuła się sama, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Nie mogłam nic zrobić i to bolało najbardziej. Niczego nie pragnęłam, tak bardzo, jak tego, żeby ona w końcu była szczęśliwa.
Poczułam, że po moim policzku spływa łza, a za nią kolejna. Nie umiałam ich zatrzymać. Zresztą nawet nie próbowałam. Nie mogłam przecież udawać, że jest dobrze skoro nie było. Nie starałam się nawet tego pokazać, kiedy poczułam, jak dłonie chłopaka oplatają mnie w talii.
- Co się stało, skarbie?- wychrypiał tuż przy moim uchu.
- Ona znowu tam była, znowu płakała. Tak bardzo chciałabym jej pomóc, ale nie potrafię.
Chłopak obrócił mnie w swoją stronę i posadził na marmurowym blacie. Otarł moje łzy, po czym uniósł mój podbródek tak, żebym spojrzała prosto w jego zielone oczy.
- Masz naprawdę dobre serce i to widać. Starasz się, jak możesz by jej pomóc, ale może czas już przestać? Ja rozumieć przez, co przechodzi Vicky i wiem, że potrzebuję wsparcia, ale musi sobie poradzić sama z jego odejściem. Tutaj nie da się pomóc w stu procentach, ale najważniejsze jest to, że jesteś przy niej.
- Mówisz tak, bo cię zaniedbałam, prawda?
- Skarbie tu nie chodzi o to. Uwierz mi, że ja rozumiem, że teraz ona jest teraz ważniejsza ode mnie i nie czuję się przez to zraniony, ale nie możesz jej pomóc na siłę, rozumiesz?- Harry mówił wtedy naprawdę poważnie, a to się rzadko zdarzało.
- Rozumiem- spuściłam głowę.- Zmieniłam się według ciebie?- zapytałam nieśmiało.
Bałam się tego, co mi odpowie. Nie wiem nawet, dlaczego. Styles po raz kolejny, podniósł mój podbródek. Nie chciałam spojrzeć w jego oczy, ale chłopak mi na to nie pozwolił.
- Chciałem ci to powiedzieć już dawno, ale nigdy nie byłem wstanie. Na początku sądziłem, że nic nie jest wstanie nas zmienić. Mimo, że noce będą się zmieniać. Mimo, że każda będzie inna to my pozostaniemy tacy sami, ale tak się nie stało. Pauline, którą znałem. Gdzie się podziała moja mała dziewczynka w trampkach i znoszonych dżinsach?- pocałował mnie lekko.
- Chcesz, żeby wróciła?- uśmiechnęłam się do niego i przyciągnęłam go za koszulę do siebie.
- Owszem chcę- przywarł do mnie swoimi ustami.- Tylko niech nie wraca, tak w stu procentach, bo wolę dziewczynki, które są bardziej szalone w łóżku- uśmiechnął się znacząco i znowu wrócił do całowania moich ust.
Przejechał dłońmi po moich udach, po czym wsunął je pod moją bluzkę. Zaczęłam rozpinać jego koszulę. Styles zjechał z pocałunkami na moją szyję. Składał na niej delikatne pocałunki, ale w pewnym momencie zassał ją mocniej. Pisnęłam cicho.
- Czy ty zawsze musisz robić mi malinkę?- zapytałam, jednocześnie zdejmując z niego koszulę.
- Tak, bo wszyscy muszą wiedzieć, że jesteś zajęta- rozpiął moje spodenki i zaczął je powoli zsuwać.
W tamtej chwili usłyszałem dzwonek, przychodzące smsa.
- Kto do cholery śmie nam teraz przeszkadzać?- usłyszałam niezadowolony głos mojego narzeczonego.
Przeczytałam wiadomość i od razu wiedziałam, że z mojego mile spędzonego wieczoru nic nie wyjdzie. Nie wierzyłam, że on znowu tam pojechał i się upił. Naprawdę po ostatnim tygodniu jeszcze nie było mu mało?
- Musimy to chyba przełożyć na jutro, misiu- oznajmiłam smutno.
- To aż tak pilne? Naprawdę nie możesz trochę poczekać? Tak dawno się z tobą nie kochałem- spojrzał na mnie prosząco.
- Muszę po niego jechać. Dobrze wiesz, jak wygląda u niego sytuacja. Nie mogę go zostawić i do tego pozwolić, żeby jeszcze bardziej się upił- przytuliłam go.
- No dobrze, ale obiecujesz, że jutro spędzimy miło wieczór?
- Obiecuję- pocałowałam go.
Od autorki: Przepraszam, że rozdział jest tak późno, ale szkoła mi wcześniej nie pozwoliła go dodać. Mam jednak nadzieję, że jego długość wam to wynagrodzi. Przy okazji chciałabym was zaprosić na bloga, którego założyłam z myślą o was. Nie jest to jednak kolejne FanFiction tylko po prostu zwykły blog, z którego dowiecie się czegoś o mnie. Także serdecznie was zapraszam. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli na niego zajrzycie i nie tylko mnie: http://my-diary-pv.blogspot.com/ Rozdział jest jeszcze nie sprawdzony także przepraszam za wszelkie błędy.
~Wasza Pauline~
Poczułam, że po moim policzku spływa łza, a za nią kolejna. Nie umiałam ich zatrzymać. Zresztą nawet nie próbowałam. Nie mogłam przecież udawać, że jest dobrze skoro nie było. Nie starałam się nawet tego pokazać, kiedy poczułam, jak dłonie chłopaka oplatają mnie w talii.
- Co się stało, skarbie?- wychrypiał tuż przy moim uchu.
- Ona znowu tam była, znowu płakała. Tak bardzo chciałabym jej pomóc, ale nie potrafię.
Chłopak obrócił mnie w swoją stronę i posadził na marmurowym blacie. Otarł moje łzy, po czym uniósł mój podbródek tak, żebym spojrzała prosto w jego zielone oczy.
- Masz naprawdę dobre serce i to widać. Starasz się, jak możesz by jej pomóc, ale może czas już przestać? Ja rozumieć przez, co przechodzi Vicky i wiem, że potrzebuję wsparcia, ale musi sobie poradzić sama z jego odejściem. Tutaj nie da się pomóc w stu procentach, ale najważniejsze jest to, że jesteś przy niej.
- Mówisz tak, bo cię zaniedbałam, prawda?
- Skarbie tu nie chodzi o to. Uwierz mi, że ja rozumiem, że teraz ona jest teraz ważniejsza ode mnie i nie czuję się przez to zraniony, ale nie możesz jej pomóc na siłę, rozumiesz?- Harry mówił wtedy naprawdę poważnie, a to się rzadko zdarzało.
- Rozumiem- spuściłam głowę.- Zmieniłam się według ciebie?- zapytałam nieśmiało.
Bałam się tego, co mi odpowie. Nie wiem nawet, dlaczego. Styles po raz kolejny, podniósł mój podbródek. Nie chciałam spojrzeć w jego oczy, ale chłopak mi na to nie pozwolił.
- Chciałem ci to powiedzieć już dawno, ale nigdy nie byłem wstanie. Na początku sądziłem, że nic nie jest wstanie nas zmienić. Mimo, że noce będą się zmieniać. Mimo, że każda będzie inna to my pozostaniemy tacy sami, ale tak się nie stało. Pauline, którą znałem. Gdzie się podziała moja mała dziewczynka w trampkach i znoszonych dżinsach?- pocałował mnie lekko.
- Chcesz, żeby wróciła?- uśmiechnęłam się do niego i przyciągnęłam go za koszulę do siebie.
- Owszem chcę- przywarł do mnie swoimi ustami.- Tylko niech nie wraca, tak w stu procentach, bo wolę dziewczynki, które są bardziej szalone w łóżku- uśmiechnął się znacząco i znowu wrócił do całowania moich ust.
Przejechał dłońmi po moich udach, po czym wsunął je pod moją bluzkę. Zaczęłam rozpinać jego koszulę. Styles zjechał z pocałunkami na moją szyję. Składał na niej delikatne pocałunki, ale w pewnym momencie zassał ją mocniej. Pisnęłam cicho.
- Czy ty zawsze musisz robić mi malinkę?- zapytałam, jednocześnie zdejmując z niego koszulę.
- Tak, bo wszyscy muszą wiedzieć, że jesteś zajęta- rozpiął moje spodenki i zaczął je powoli zsuwać.
W tamtej chwili usłyszałem dzwonek, przychodzące smsa.
- Kto do cholery śmie nam teraz przeszkadzać?- usłyszałam niezadowolony głos mojego narzeczonego.
Przeczytałam wiadomość i od razu wiedziałam, że z mojego mile spędzonego wieczoru nic nie wyjdzie. Nie wierzyłam, że on znowu tam pojechał i się upił. Naprawdę po ostatnim tygodniu jeszcze nie było mu mało?
- Musimy to chyba przełożyć na jutro, misiu- oznajmiłam smutno.
- To aż tak pilne? Naprawdę nie możesz trochę poczekać? Tak dawno się z tobą nie kochałem- spojrzał na mnie prosząco.
- Muszę po niego jechać. Dobrze wiesz, jak wygląda u niego sytuacja. Nie mogę go zostawić i do tego pozwolić, żeby jeszcze bardziej się upił- przytuliłam go.
- No dobrze, ale obiecujesz, że jutro spędzimy miło wieczór?
- Obiecuję- pocałowałam go.
Od autorki: Przepraszam, że rozdział jest tak późno, ale szkoła mi wcześniej nie pozwoliła go dodać. Mam jednak nadzieję, że jego długość wam to wynagrodzi. Przy okazji chciałabym was zaprosić na bloga, którego założyłam z myślą o was. Nie jest to jednak kolejne FanFiction tylko po prostu zwykły blog, z którego dowiecie się czegoś o mnie. Także serdecznie was zapraszam. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli na niego zajrzycie i nie tylko mnie: http://my-diary-pv.blogspot.com/ Rozdział jest jeszcze nie sprawdzony także przepraszam za wszelkie błędy.
~Wasza Pauline~
Witaj Paulinko, *mogę do Ciebie mówić zdrobniale?*
OdpowiedzUsuńStrasznie cieszę się, że masz tak wiele, wspaniałych pomysłów na coraz to nowsze opowiadania, jednak martwi mnie w tym wszystkim jedna rzecz. Mianowicie; im więcej blogów zakładasz, tym bardziej zatracasz się w tych nowych, zostawiając te stare w tyle. To strasznie mnie smuci, ponieważ bardzo polubiłam tamte blogi, które zostają zaniedbywane na rzecz tych świeższych. Nie mam nic do tego opowiadania, jednak chciałabym zobaczyć, jak się skończy np. Sex Blog. Sama powiedz, kiedy był tam nowy rozdział? Trzynastego maja. Troszkę dawno, nie sądzisz? Naprawdę polubiłam tamtą historię i chciałabym zobaczyć, jak potoczą się jej losy...
No nic, teraz przejdę do samego rozdziału.
Strasznie melancholijny nastrój. Z jednej strony mi się to podoba, natomiast z drugiej, tak średnio. Lubię takie klimaty, kiedy ktoś się nie potrafi pogodzić z utratą drugiej osoby *ale tylko w opowiadaniach!*. Wiem, że to strasznie, hm, niemiłe(?), bo każdy by w końcu chciał wyjść z tego dołka, w którym tkwi. Chciałby na nowo cieszyć się z rzeczy, zwykłych, tych codziennych. Niestety, nie każdy potrafi. Za to właśnie lubię takie nastroje. Pokazują, że nie warto się smucić. Owszem, będzie ciężko, ale przecież po każdej burzy wychodzi Słońce, prawda? :)
Cieszy mnie to, że Pauline na nowo będzie tą samą dziewczyną w trampkach i zwykłej bluzie. To naprawdę miło zobaczyć taką zmianę.
Ciekawa jestem, czy Victoria spełni niedoszłe marzenie Liam'a. To byłoby naprawdę wspaniałomyślne z jej strony.:)
Przy okazji zapraszam do siebie. Szablonu jeszcze nie mam, ale jest w drodze, więc nie ma się czym martwić.
http://kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com/
Pozdrawiam, karmeeleq.:)
Super rozdział,to prawda ze jest późno ale jego dlugoscia nam wynagrodziłaś wszystko 😊
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i do następnego 😘